KOLEJNY SPACER
Witajcie :) poszliśmy dziś na spacerek z dawniej mówionymi psami i ich właścicielami. Szłyśmy w stronę łąki,Julia zauważyła,że na niej są psy z paniami,które Sara ( golden) bardzo lubi.Zobaczyłam,że tam jest lablador.Podeszliśmy a panie uciekły z psami.Sara zaczęła wąchać labladora on mia na szyi ugryzienia,blizny jakby się drapał na uszach także, zauważyłam,e ma pchły.Wzięłam Goldusia na rączki,Julia Iveczka, Oliwia (12 letnia) Kofika a Ola (10 letnia) nie umiała wziąć Sarę.Nagle goldenka zaczęła się z nim bawić,lecz zabawa nam się nie podobała bo nagle lablador zaczął ją pokrywać,później dla zabawy gryźli się ale dla Sary to nie była zabawa.Dziewczyny z psami uciekały do domy po komórkę i numer do schroniska.Bałam się zostałam sama z Olą z psami on był duży i jak go odsunąć itp. nie było ich około 10 minut,dzwonili do mamy znajomej,która pracuje w lecznicy weterynaryjnej powiedziała,że gdy go damy do weterynarza będziemy musieli płacić,najlepiej głosić się do schroniska.W końcu przyszli,dali telefon,było coraz gorzej, Sara nie chciała się,, bawić" była zmęczona,zabawa wyglądała gorzej my pchaliśmy psa by nie podchodził ale on ważył chyba 40 kg.Dziewczyny przyniosły smycz,którą dało się przyczepić dookoła głowy, udało mi się mu ją przyczepić,choć nie wiedziałam jak zareaguje,mógł być bity pasem lub czymś innym ale na szczęście udało mi się bez komplikacji założyć.Dziewczyny trzymały go a ja dzwoniłam do schroniska,wszystko wytłumaczyłam,że nie dajemy sobie rady bo gdy pójdziemy do domu to za nami pójdzie a Oli nie możemy zostawić samej, mówiłam,że ma chorobę skóry,że chyba ktoś go porzucił ale pan odpowiedział,że nie może pomóc bo od tego jest straż miejska a straż niestety nie odbierała.Ola wzięła Sarę uciekała dziewczyny leciały po smakołyki by go odgonić, ja zostałam sama z Oliwią, ona poszła poprosić znajomą panią by nam pomogła ale ona odpowiedziała,że nie mam telefonu i nam nie może pomóc, trzymałam go na smyczy on się tak wyrywał,nie dawałam rady.Nagle zaczął mnie bardzo ciągnąć aż musiałam usiąść i trzymać go aż nagle smycz pękła i piesek poleciał za Sarą.Mieliśmy szczęście,że Ola z Sarą doszły do domu,my uciekłyśmy skryliśmy się za drzewo w trakcie ucieczki widzieliśmy jak biegał po środku ulicy i szukał Sary zapachu. Potem znów okrężną drogą przybiegła do nas Ola i uciekliśmy bo szedł w naszą stronę. W końcu po 30 minutach wracaliśmy by nas nie zobaczył bo by szedł w naszą stronę, idziemy i gadamy sobie czemu nam dorośli nie pomogli,tamte panie uciekły,straż miejska nie odbiera i brak pomocy od schroniska.Jak prędzej uciekaliśmy była z nami około 6 letnia Jagoda, wszystkie piszczały i uciekały,ludzie patrzeli się na nas dziwnie.Więc wracając do domu słyszeliśmy nie daleko szczekanie psów coś tak przeczuwałam,że to on,ale nie widział nas.Wróciliśmy do domu,mama się o nas martwiła i cały czas dzwoniła a my mówiłyśmy zaraz wracamy ale musimy się przed nim ukryć.Dobrze,że Ola nie była sama nie dała by rady.Najbardziej się bałam,gdy pies zerwał się ze smyczy i leciał prosto na ulice ale na szczęście nikt go nie potrącił było słychać tylko trąbienie aut.Martwię się co z nim jest teraz :( ktoś go chyba porzucił.Żałuję,że nie mogę mu pomóc choć się starałam.Na spacerach trzeba uważać, dobrze,że Goldi i Ivo są mali i można ich wziąć na ręce, nie wyobrażam sobie być wtedy no np. z goldenem byłoby to straszne.Nigdy nie miałam takiej sytuacji, na pewno jakieś będą jeszcze.Sarze na szczęście nic ie jest,jedynie jest pośliniona,brudna ma dużo zadrapań i mogła się zarazić jakąś chorobą.Dzisiejszy post bez zdjęć,ale następny planuję tylko ze zdjęciami i krótkim opisem :) Pozdrawiamy:Ewa,Goldi i Ivo :)